Rozdział IV już jest w waszych rękach!
Kochani, mała prośba. Obserwujcie, polecajcie bloga innym Ausllymaniakom, by też tego bloga czytali! Nie piszę dla siebie. Piszę dla was!
Stworzyłem na Facebooku FANPAGE bloga. Oto link do niego ;)
Zapraszam na kolejną dawkę energii z A&A!
Rozdział IV
Prawda
- Ally Dawson...
Czekałam na odpowiedź.
...
- Nie jesteś NASZĄ CÓRKĄ.
Rozdział IV
Prawda
- Ally Dawson...
Czekałam na odpowiedź.
...
- Nie jesteś NASZĄ CÓRKĄ.
***
- Nie jesteś NASZĄ CÓRKĄ.
Stałam w bezruchu. Nie mogłam uwierzyć, w to co usłyszałam.
Zaraz, zaraz! Odkryłam, o co chodzi!
- Hahahah, dobry żart, mamo! Świetnie tato! Przecież wiem, że zawsze w urodziny robicie mi żarty! Myślisz, że czemu afrykańskie zwierzę chciało mnie zawieźć do Egiptu? I to jak miałam osiem lat!
- Słoneczko, ten wielbłąd chciał się tylko zaprzyjaźnić...
- A skończyło się na tym, że trafił mnie swoją nogą w kostkę!
- Ally, musiałaś wiedzieć!
- No dobra, rozumiem, ale czemu akurat w urodziny?
- Bo od razu umówiliśmy się z mamą, że dowiesz się na siedemnaste urodziny!
Byłam zrozpaczona. Ci ludzie wychowywali mnie przez 17 lat, i teraz się okazuje, że nie są moimi rodzicami, za których się uważają! Nie wiem, co w tej chwili muszę zrobić.
- Jeszcze jedno pytanie: Jak to się stało, że wylądowałam u was?
Moi przybrani rodzice głęboko westchnęli.
- Na prawdę mam ci to opowiadać? - zapytał były ojciec.
- Tak, jestem tego pewna. - odpowiedziałam.
Penny (moja przybrana matka) już wzdychała.
- Twoi rodzice byli z nami bardzo zaprzyjaźnieni. Znaliśmy się od przedszkola. Twój tato został prawnikiem, mama zaś była cukiernikiem. Zawsze pomagali nam w kłopotach. I wtedy, oznajmili nam, że Lilianna jest w ciąży...
- Lilianna? Moja matka miała na imię Lilianna?
- Tak! - potwierdziła Penny. - Zawsze mówiliśmy do niej Lily, gdy była w dobrym humorze. A gdy była wściekła, twój ojciec mówił do niej pełnym imieniem: Lilianno Emmo Annabeth! Wtedy twoja mama uśmiechała się na okrągło! Ahh, ta Lily - wspomniała kobieta, na chwilę zapominając o niezręcznej sytuacji. - No, ale przejdźmy do faktów. Dokładnie 17 lat temu zobaczyliśmy cię po raz pierwszy w szpitalu. Wtedy tylko krzyczałaś, ale już czuliśmy w tym szlochu rytm. Po 3 miesiącach znowu cię spotkaliśmy: byłaś już grzeczną dziewczynką, chociaż to wcale nie oznacza, że nie darłaś się przy pierwszej lepszej okazji.
Nie wiem czemu, ale zachichotałam.
- Rozumieliśmy już twoje słowa, jak u-u, albo um-um. Wtedy zawsze brałaś do rąk dużą łyżkę i śpiewałaś w swoim języku. To było na prawdę urocze!
Uśmiechnęłam się.
- Ale przejdźmy do tej gorszej części opowieści. - dodał Lester (imię mojego przybranego ojca). - Dokładnie w twoje pierwsze urodziny stało się coś strasznego. Razem z twoimi rodzicami zorganizowaliśmy przyjęcie-niespodziankę. Lilianna i twój ojciec, Daniel (Mój ojciec ma na imię Daniel! - pomyślałam.) wyjechali ze swojego domu, by przyjechać na miejsce twych urodzin. Do hotelika, w którym urządzone było przyjęcie, prowadziła stroma, wąska droga. Z obu stron widać było ciągnącą się przepaść (Co to za hotel z przepaścią ja się pytam!). Daniel jechał jak zawsze ostrożnie. Jednak na ostatnim zakręcie źle zahamował. Auto wjechało w ceglany murek, który się rozbił. Razem z tobą, z tyłu siedziała matka. Gdy zauważyli, że zbliżają się do przepaści, Lily powiedziała do ciebie: - Kocham cię, pamiętaj o mnie. Pięć metrów dzieliło samochód od urwiska. Jak zawsze co chwilę otwierałaś szyby i zamykałaś. Lily wzięła ciebie razem z fotelikiem i wyrzuciła cię przez okno. Gdyby nie fotelik, również byś nie przeżyła...
- Czyli moi rodzice nie żyją? - zapytałam.
- Tak. W ostatniej chwili Lily cię wyratowała. Hamulce się zepsuły, a oni jechali dalej. Gdy dwa przednie koła nie dotykały już ziemi, twoi rodzice krzyknęli do ciebie: - Żegnaj, córeczko! - krzyknął mój przybrany tato. - Spadli w głąb przepaści.
Penny pochrząkiwała i szlochała jak szalona. W oku Lestera zakręciła się łza. Zamyśliłam się. Chronili mnie przez 16 lat. Postanowiłam. Może już moimi rodzicami nie są, ale zawsze będą moją rodziną.
- Gdy znaleźliśmy cię tam, w swoim foteliku, strasznie płakałaś. Lament wypływał z twojego serca, niczym niedobrze zrobiona tama.
Zaadoptowaliśmy cię bardzo szybko. Zostałaś naszą córką.
Szczerze miałam ochotę się iść powiesić. Ale te wszystkie tłumaczenia zmieniły moje myśli i teorie o ludziach. O Tych ludziach, który kocham.
- No i co ja mam wam powiedzieć? - ponownie weszłam w głębię siebie. - Słuchaj Penny, słuchaj Lester.
- Od teraz mów do nas: wujku i ciociu, dobrze? - poprosiła Penny.
- Dobrze, Pe....ciociu - szybko się poprawiłam. - Bardzo wam dziękuję za powiedzenie mi całej prawdy. Zawsze będziecie w rodzinie - rzekłam i przytuliłam ich.
- Właściwie to nie cała prawda. Ale ktoś..zrobił to świetnie w tej kopercie - powiedział wujek i wskazał na małą kopertę leżącą na fortepianie.
Zawahałam się odwrócić od mojej rodziny i otworzyć kopertę.
- No dalej, otwórz! - przykazała Penny.
Powoli odwróciłam się w stronę fortepianu i wzięłam do rąk małą, płaską paczuszkę.
- Wujku, ciociu, możecie mi wytłumaczyć, co to...
Nie dokończyłam zdania. Odwróciłam się w stronę drzwi. Nikogo tam nie było.
Powoli przesunęłam wzrok z szyb drzwiowych na kopertę. Na prawdę przerażający był tytuł. "Coś, co może zniszczy ci życie". Cokolwiek to było, zaadresowane było do Annabeth Jenks.
Powinnam to czytać? - zapytałam siebie.
W końcu moja ciekawość zwyciężyła i otworzyłam kopertę. W środku był list, również z dość dziwnym nagłówkiem: "Śmierć przeżyłaś, życiem męczyłaś".
- Dobra, coraz dziwniejsze te listy przysyłają! - powiedziałam.
Zaadresowany ponownie do Annabeth Jenks.
W końcu otworzyłam list. Było tam kilkanaście zdań napisane pięknym pismem, jakiego nie widziałam od lat.
- Ciekawość pierwszym stopniem do piekła, jak powiadają - rzekłam i zaczęłam czytać:
- Kochana Annabeth, nie wiem, czy jeszcze przeczytasz ten list. Ten list piszę ja: twoja matka. Napisałam ten list, zanim wyjechaliśmy na twoje urodzinowe przyjęcie. Wiedziałam, że zginiemy, i że ty musisz przetrwać. Teraz pewnie jesteś pod opieką państwa Dawsonów, i pewnie nazywasz się Ally. Tak, wiem to stąd, że Penny mówiła zawsze, że jej córka miałaby na imię Ally. Ale nie myl się: masz na imię Annabeth! I jak już przeczytałaś nazwisko napisane na kopercie, wiesz, że jesteś z rodu Jenks'ów. Kochanie, chciałam pobyć jeszcze z tobą, zanim przejdę na tamten świat. Przywiązałam ten liścik do twojego fotelika, przed jazdą na urodziny. Zawsze miałaś talent do śpiewania; wyciągałaś łyżkę z szufladki i występowałaś przed nami. Bardzo mi tego brakuję. Za kilkanaście, może kilkadzieścia lat znajdziesz sobie chłopaka i będziesz razem z nim wychowywać swoje dzieci.
To już pewnie nasze ostatnie spotkanie. Mam ci jeszcze do uświadomienia jedną sprawę: Masz siostrę...bliźniaczkę. Nazywa się Emma Jenks, i urodziła się siedem minut i siedem sekund po tobie. Proszę, znajdź ją i korzystajcie z życia. Wiem, jak to jest, czas szybko leci, zwłaszcza w życiu.
Do widzenia, Annabeth.
- Nie jesteś NASZĄ CÓRKĄ.
Stałam w bezruchu. Nie mogłam uwierzyć, w to co usłyszałam.
Zaraz, zaraz! Odkryłam, o co chodzi!
- Hahahah, dobry żart, mamo! Świetnie tato! Przecież wiem, że zawsze w urodziny robicie mi żarty! Myślisz, że czemu afrykańskie zwierzę chciało mnie zawieźć do Egiptu? I to jak miałam osiem lat!
- Słoneczko, ten wielbłąd chciał się tylko zaprzyjaźnić...
- A skończyło się na tym, że trafił mnie swoją nogą w kostkę!
- Ally, musiałaś wiedzieć!
- No dobra, rozumiem, ale czemu akurat w urodziny?
- Bo od razu umówiliśmy się z mamą, że dowiesz się na siedemnaste urodziny!
Byłam zrozpaczona. Ci ludzie wychowywali mnie przez 17 lat, i teraz się okazuje, że nie są moimi rodzicami, za których się uważają! Nie wiem, co w tej chwili muszę zrobić.
- Jeszcze jedno pytanie: Jak to się stało, że wylądowałam u was?
Moi przybrani rodzice głęboko westchnęli.
- Na prawdę mam ci to opowiadać? - zapytał były ojciec.
- Tak, jestem tego pewna. - odpowiedziałam.
Penny (moja przybrana matka) już wzdychała.
- Twoi rodzice byli z nami bardzo zaprzyjaźnieni. Znaliśmy się od przedszkola. Twój tato został prawnikiem, mama zaś była cukiernikiem. Zawsze pomagali nam w kłopotach. I wtedy, oznajmili nam, że Lilianna jest w ciąży...
- Lilianna? Moja matka miała na imię Lilianna?
- Tak! - potwierdziła Penny. - Zawsze mówiliśmy do niej Lily, gdy była w dobrym humorze. A gdy była wściekła, twój ojciec mówił do niej pełnym imieniem: Lilianno Emmo Annabeth! Wtedy twoja mama uśmiechała się na okrągło! Ahh, ta Lily - wspomniała kobieta, na chwilę zapominając o niezręcznej sytuacji. - No, ale przejdźmy do faktów. Dokładnie 17 lat temu zobaczyliśmy cię po raz pierwszy w szpitalu. Wtedy tylko krzyczałaś, ale już czuliśmy w tym szlochu rytm. Po 3 miesiącach znowu cię spotkaliśmy: byłaś już grzeczną dziewczynką, chociaż to wcale nie oznacza, że nie darłaś się przy pierwszej lepszej okazji.
Nie wiem czemu, ale zachichotałam.
- Rozumieliśmy już twoje słowa, jak u-u, albo um-um. Wtedy zawsze brałaś do rąk dużą łyżkę i śpiewałaś w swoim języku. To było na prawdę urocze!
Uśmiechnęłam się.
- Ale przejdźmy do tej gorszej części opowieści. - dodał Lester (imię mojego przybranego ojca). - Dokładnie w twoje pierwsze urodziny stało się coś strasznego. Razem z twoimi rodzicami zorganizowaliśmy przyjęcie-niespodziankę. Lilianna i twój ojciec, Daniel (Mój ojciec ma na imię Daniel! - pomyślałam.) wyjechali ze swojego domu, by przyjechać na miejsce twych urodzin. Do hotelika, w którym urządzone było przyjęcie, prowadziła stroma, wąska droga. Z obu stron widać było ciągnącą się przepaść (Co to za hotel z przepaścią ja się pytam!). Daniel jechał jak zawsze ostrożnie. Jednak na ostatnim zakręcie źle zahamował. Auto wjechało w ceglany murek, który się rozbił. Razem z tobą, z tyłu siedziała matka. Gdy zauważyli, że zbliżają się do przepaści, Lily powiedziała do ciebie: - Kocham cię, pamiętaj o mnie. Pięć metrów dzieliło samochód od urwiska. Jak zawsze co chwilę otwierałaś szyby i zamykałaś. Lily wzięła ciebie razem z fotelikiem i wyrzuciła cię przez okno. Gdyby nie fotelik, również byś nie przeżyła...
- Czyli moi rodzice nie żyją? - zapytałam.
- Tak. W ostatniej chwili Lily cię wyratowała. Hamulce się zepsuły, a oni jechali dalej. Gdy dwa przednie koła nie dotykały już ziemi, twoi rodzice krzyknęli do ciebie: - Żegnaj, córeczko! - krzyknął mój przybrany tato. - Spadli w głąb przepaści.
Penny pochrząkiwała i szlochała jak szalona. W oku Lestera zakręciła się łza. Zamyśliłam się. Chronili mnie przez 16 lat. Postanowiłam. Może już moimi rodzicami nie są, ale zawsze będą moją rodziną.
- Gdy znaleźliśmy cię tam, w swoim foteliku, strasznie płakałaś. Lament wypływał z twojego serca, niczym niedobrze zrobiona tama.
Zaadoptowaliśmy cię bardzo szybko. Zostałaś naszą córką.
Szczerze miałam ochotę się iść powiesić. Ale te wszystkie tłumaczenia zmieniły moje myśli i teorie o ludziach. O Tych ludziach, który kocham.
- No i co ja mam wam powiedzieć? - ponownie weszłam w głębię siebie. - Słuchaj Penny, słuchaj Lester.
- Od teraz mów do nas: wujku i ciociu, dobrze? - poprosiła Penny.
- Dobrze, Pe....ciociu - szybko się poprawiłam. - Bardzo wam dziękuję za powiedzenie mi całej prawdy. Zawsze będziecie w rodzinie - rzekłam i przytuliłam ich.
- Właściwie to nie cała prawda. Ale ktoś..zrobił to świetnie w tej kopercie - powiedział wujek i wskazał na małą kopertę leżącą na fortepianie.
Zawahałam się odwrócić od mojej rodziny i otworzyć kopertę.
- No dalej, otwórz! - przykazała Penny.
Powoli odwróciłam się w stronę fortepianu i wzięłam do rąk małą, płaską paczuszkę.
- Wujku, ciociu, możecie mi wytłumaczyć, co to...
Nie dokończyłam zdania. Odwróciłam się w stronę drzwi. Nikogo tam nie było.
Powoli przesunęłam wzrok z szyb drzwiowych na kopertę. Na prawdę przerażający był tytuł. "Coś, co może zniszczy ci życie". Cokolwiek to było, zaadresowane było do Annabeth Jenks.
Powinnam to czytać? - zapytałam siebie.
W końcu moja ciekawość zwyciężyła i otworzyłam kopertę. W środku był list, również z dość dziwnym nagłówkiem: "Śmierć przeżyłaś, życiem męczyłaś".
- Dobra, coraz dziwniejsze te listy przysyłają! - powiedziałam.
Zaadresowany ponownie do Annabeth Jenks.
W końcu otworzyłam list. Było tam kilkanaście zdań napisane pięknym pismem, jakiego nie widziałam od lat.
- Ciekawość pierwszym stopniem do piekła, jak powiadają - rzekłam i zaczęłam czytać:
- Kochana Annabeth, nie wiem, czy jeszcze przeczytasz ten list. Ten list piszę ja: twoja matka. Napisałam ten list, zanim wyjechaliśmy na twoje urodzinowe przyjęcie. Wiedziałam, że zginiemy, i że ty musisz przetrwać. Teraz pewnie jesteś pod opieką państwa Dawsonów, i pewnie nazywasz się Ally. Tak, wiem to stąd, że Penny mówiła zawsze, że jej córka miałaby na imię Ally. Ale nie myl się: masz na imię Annabeth! I jak już przeczytałaś nazwisko napisane na kopercie, wiesz, że jesteś z rodu Jenks'ów. Kochanie, chciałam pobyć jeszcze z tobą, zanim przejdę na tamten świat. Przywiązałam ten liścik do twojego fotelika, przed jazdą na urodziny. Zawsze miałaś talent do śpiewania; wyciągałaś łyżkę z szufladki i występowałaś przed nami. Bardzo mi tego brakuję. Za kilkanaście, może kilkadzieścia lat znajdziesz sobie chłopaka i będziesz razem z nim wychowywać swoje dzieci.
To już pewnie nasze ostatnie spotkanie. Mam ci jeszcze do uświadomienia jedną sprawę: Masz siostrę...bliźniaczkę. Nazywa się Emma Jenks, i urodziła się siedem minut i siedem sekund po tobie. Proszę, znajdź ją i korzystajcie z życia. Wiem, jak to jest, czas szybko leci, zwłaszcza w życiu.
Do widzenia, Annabeth.
Twoja mama, Lilianna Emma Annabeth
"Korzystaj z życia!"
Długo stałam nad kartką, wpatrując się w pięknie napisane słowa.
Po pięciu minutach ocknęłam się. Moja pierwsza emocja po przeczytaniu listu...
- Mam SIOSTRĘ?
Koniec.
***
Zostawcie ślad w komentarzu, pls <3
CUDOOOOWNYYY ROZDZIAŁL ! czekam na next'a <3 *,* :D
OdpowiedzUsuńAAAAAAAA no to ally będzie mieć siostrę :), czekam na nexta!!!
OdpowiedzUsuńDopiero dziś wpadlam na Twojego bloga i muszę Ci powiedzieć , że jest świetny . Bardzo zdziwiłeś mnie tym rozdziałem i już nie mogę doczekać się następnego . Kiedy next ??
OdpowiedzUsuńBardzo mi pochlebiasz, kolejne rozdziały myślę, że pojawią się w tym tygodniu ;)
UsuńCudowne ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog :-) Zapraszam również do mnie: http://rossyandlau.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńFajne, nie chce nic mówić, ale jeśli wiedziała, że zginą to po co jechali???
OdpowiedzUsuńMatka Ally, tzn. Annabeth wiedziała, że ze swoim mężem nie będą mieli łatwego życia. Zrezygnowała z niego, wiedziała, że prędzej czy później zginie. Ale więcej dowiesz się w kolejnych rozdziałach :*
UsuńPozdrawiam, i dziękuję za takie sokole oko :D
~ F